streamingowo#1: Seinfeld

  
Gra w Seinfelda
 
    Seinfeld to jeden z tych seriali, które można oglądać bez końca.  Zobaczyć całość - a potem do niego wracać. Powtarzać odcinek, sezon. Tak jak się czyta Grę w Klasy albo słucha To Pimp a Butterfly - najpierw po kolei, w całości, potem losowo, po fragmencie. Jeden raz to za mało, Chce się obejrzeć z innych perspektyw, w różnych kontekstach. Zapętlić odcinek, motyw, temat. Zafiksować się na Costanzie, ignorując Jerry’ego, Elaine i resztę. A potem - na odwrót.

 Serial nareszcie można oglądać na Netflixie. Czekanie na tę chwilę trochę trwało, bowiem praw do serialu, który mimo trzydziestu kilku lat na karku wciąż jest warty miliony dolarów, nie chciał  pozbyć się serwis Hulu, inny amerykański gigant streamingu. Trudno się dziwić, nie zabija się kury znoszącej złote jaja, ani nie oddaje się jej konkurencji. Dziwi natomiast fakt, że Seinfeld - prawdziwe zjawisko wśród seriali, kamień milowy telewizji, sitcom doceniony przez widzów i krytyków (w wielu zestawieniach uważany za  najlepszy w historii) w Polsce pozostaje praktycznie nieznany. Dlaczego?
 
 
 Po pierwsze - słaba dystrybucja. Serial nigdy nie był transmitowany przez ogólnopolską stację telewizyjną w tak zwanym primetimie.  Po drugie - niezbyt zachęcający tytuł. I nie chodzi mi o jego semickość, tylko fakt, że serial na całym świecie znany jako Seinfeld, u nas funkcjonuje jako Kroniki Seinfelda - od nazwy pierwszego odcinka pierwszego sezonu. Z jednej  strony można się cieszyć, że serial w Polsce nie nazywa się Pilot,  z drugiej jednak skrzywić, bo tytuł  brzmi fałszywie. Kroniki kojarzą się raczej z kryminałem niż komedią, detektywem niż komikiem. Po trzecie - ogromna w naszym kraju popularność Przyjaciół - serialu, który jednak nie powstałby w takiej formie w jakiej powstał, gdyby nie Kroniki, tfu, Seinfeld. 



    Czy teraz, dołączając do katalogu Netflixa, Jerry i paczka nareszcie trafią pod strzechy? Wątpliwe. W tym samym czasie pojawia się bowiem „The Office”, serial u nas lubiany i  oglądany. A jak już dobrze wiemy, od inżyniera Mamonia z Rejsu, najbardziej lubimy te piosenki, które już znamy. Bo jak może się podobać coś, czego się słucha pierwszy raz?  
 
Cudowne dziecko dwóch komików
 
Seinfeld ma dwóch ojców - stand-upera od nazwiska którego wziął się tytuł serialu i szarej eminencji sitcomu - Larry’ego Davida (pierwowzór ekranowego George'a Costanzy). Ci dwaj panowie, którzy z drugorzędnych komików stali się - dzięki swojemu show about nothing - filmowcami zarabiającymi miliony dolarów rocznie,  to umysły bystre i przenikliwe, a co najważniejsze - obdarzone niezwykłym poczuciem humoru. Kto zna stand-upy Jerry’ego i autorski Curb your enthusiasm Davida, może się domyślić z czym będzie miał do czynienia oglądając Seinfelda.  Więc jeśli bawi Cię Annie Hall Allena i lubisz powieści Philipha Rotha, witaj w domu, świat Seinfelda będzie twoim światem. 
 
 
Co stanowi o sile serialu? Na pewno postacie. Nieoczywiste, pokręcone. słodko-gorzkie, ale charakterystyczne, barwne i na swój sposób autentyczne. Neurotyczny George, odklejony od rzeczywistości Kramer, rozkapryszona Elaine i ironista Jerry. Temperamenta czwórka, z którą chciałoby się przebywać jak najwięcej.
Zdarzają się jednak i zgrzyty. Jak na współczesne standardy, serial kuleje w sferze wizualnej i nie zmieni tego remaster do 4k. Po części dlatego, że jest typowym sitcomem, w którym większość akcji rozgrywa się wewnątrz pomieszczeń, po części dlatego, że powstawał w latach dziewięćdziesiątych - epoce najbrzydszych ubrań i najgorszych fryzur. Patrząc więc z dzisiejszej perspektywy na bohaterów Seinfelda, nie trzeba ich słuchać, żeby zauważyć, że coś z nimi jest nie tak.


Co natomiast sprawia, że serial jest ponadczasowy i - mimo archaicznej strony wizualnej - pozostaje aktualny, to fakt że jest on po prostu wspaniale n a p i s a n y . Dialogi są błyskotliwe, żywe i wiarygodne. Twórcy z imponującą przenikliwością docierają do sedna paradoksów życia codziennego.  To nie jest Gra o Tron, tu fabuła ma znaczenie drugorzędne. Seinfeld nie ma ambicji tworzenia portretu socjologicznego swojej klasy społecznej ani komentowania sytuacji politycznej - ma ambicje obśmiania absurdu konwenansów społecznych i ich nieprzystawalności do realnego życia. To udaje mu się to znakomicie. 

 
Larry David i Jerry Seinfeld wykreowali świat, który chce się oglądać i chce w nim przebywać. Nie jest on idealny, bynajmniej. To świat pełny wydumanych trudności, społecznych fobii i wszelkiego rodzaju niedogodności, na których analizę mogą sobie pozwolić jedynie uprzywilejowani neurotycy. Kto nie chciałby należeć do takiej elity?     Zazwyczaj w przypadku widowisk opisywanych kategoriami kultowy, najlepszy, klasyczny mamy do czynienia z  jakimś hochsztaplerstwem. Ale nie tym razem, bo Seinfeld, to prawdziwy majstersztyk.