Najnowsza i zarazem pierwsza po Literackiej Nagrodzie Nobla powieść polskiej pisarki z jednej strony intryguje, z drugiej pozostawia pewne uczucie niedosytu. Napisanie nowej książki, po wybitnych i świetnie przyjętych „Księgach Jakubowych”, było rzeczą niełatwą. Czy Tokarczuk dobrze poradziła sobie z presją po Noblu, którego przyznanie Szymborska nazwała „tragedią sztokholmską”?
Empuzjon. Horror
przyrodoleczniczy to świetnie napisana, postmodernistyczna powieść, która
przeglądając się w lustrze przeszłości, znakomicie komentuje współczesność.
Robi to momentami zbyt wyraźnie i trochę
protekcjonalnie. Jednak dzięki temu cel tej książki jest jasny i czytelny.
Główny motyw realizowany jest sprawnie i to imponuje: pisarka zręcznie wykłada swoje racje. Powieść
jest nie tyle feministyczna, co antymaskulinistyczna, choć nie rewanżystowska.
Kompozycyjnie Empuzjon jest z jednej strony pocztówką z przeszłości, z drugiej krytycznym patchworkiem. Nowa książka Tokarczuk to przede wszystkim dekonstrukcyjny remake Czarodziejskiej Góry Tomasza Manna, jednej z najbardziej monumentalnych powieści, które dała nam literatura XX wieku. Pisarka trochę dyskutuje z dziełem niemieckiego noblisty, ale przede wszystkim tratuje je jako modelową powieść XX wieku, w której głos mają tylko mężczyźni. Autorka drwi z całej palety paternalistycznych i patriarchalnych zabobonów, które giganci pióra i wszelkiej maści intelektualiści wygłaszali przez dekady. To pastisz, który bardziej przeraża niż bawi (choć trochę pociesza fakt, że jako gatunek i społeczeństwo poczyniliśmy spory progres w kwestii równości i tolerancji).
I tym właśnie straszy książkowy horror noblistki – nie działaniem mocy pozaziemskich – tylko seksistowskim światopoglądem, który dominował przez stulecia. Tokarczuk powstrzymuje się od konkludującego komentarza – i to jest chyba największa siła jej nowej powieści – zostawia refleksję czytelnikowi. Jak wszystko w tej książce: przez klimat, miejsce akcji i losy głównego bohatera – tak puenta pozostaje zawieszone gdzieś pomiędzy. Pobrzmiewa tajemniczo między wersami i chociaż niełatwo ją zwerbalizować, to po przeczytaniu całości wszystko staje się jasne. Przynajmniej intuicyjnie. Jak po każdej dobrze opowiedzianej historii.
„Zdrowy rozsądek i racjonalizm.
Wszystko co złe. Bierze się z wymysłów i ideologii.”
„Zdrowy rozsądek i racjonalizm. Wszystko co złe. Bierze się z wymysłów i ideologii.”
Już pierwsze zdania sygnalizują w jakiej konwencji będzie
utrzymana całość: dokładne plastyczne opisy przedstawiają miasto spowite mgłą i wyłaniającego się z niej tajemniczego podróżnego.
Zanim poznamy jego, narrator każe zwrócić uwagę na jego garderobę: czarne
bawełniane skarpety, flauszowy płaszcz, brązowe buty. O tym, że pod ubraniem
jest człowiek, świadczy tylko blada, bezkrwista dłoń, która trzyma skórzaną
walizkę. Na pierwszy plan wychodzą symbole: nieatrakcyjnej, spłowiałej męskości, W świecie Empuzjonu nic co męskie, nie jest dobre.
Główny bohater, cierpiący na przewlekłą chorobę płuc, Mieczysław Wojnicz zjawia się w sanatorium, w którym spotyka podobnych sobie. Schorowanych i zagubionych. Sfrustrowanych i zradykalizowanych w swoich ksenofobicznych poglądach samców, którzy siedzą, popijają nalewkę i dyskutują: o wolności, tożsamości, ale przede wszystkim – o kobietach i kobiecości. Antypatyczni bohaterowie rozmawiają językiem dwudziestego wieku, z pełnymi tego konsekwencjami – powtarzają stereotypy, uproszczenia, które potrafią przyprawić o gęsią skórkę skuteczniej niż klasyczny filmowy horror:
„(..) to mężczyzna kształtuje tożsamość kobiety, państwo z kolei kształtowałoby jej role społeczne (…) kościół życie duchowe”
Czy choćby:
„Ciało kobiety należy nie tylko do niej, ale do ludzkości, jako ze rodzi , jest własnością ogólną”.
Wyszukiwanie kolejnych, lepszych smaczków pozostawiam czytelnikom Empuzjonu. Wiarygodność tych wystylizowanych wypowiedzi byłaby bardzo grubymi nićmi szyta, gdyby nie fakt, że dialogi nie są owocem twórczej fantazji, czy kreatywności autorki, tylko parafrazami autentycznych zdań, poglądów głoszonych przez intelektualistów, filozofów, poetów i pisarzy. Wśród cytowanych przez Tokarczuk postaci znajdują się chociażby Ezra Pound, Charles Darwin, Sigmund Freud, Friedrich Nietzsche, Shakespeare i Platon. Szkoda, że nazwiska wymienione są dopiero w nocie autorskiej, a nie w przypisach, ale cóż - może taki był zamysł autorki.
Dla mieszkańców zamglonego miasteczka Görbersdorf, które ma być odbiciem w krzywym lustrze mannowskiego Davos, wszystko co babskie jest złe, jest okazem słabości, bo przecież – jak twierdzą kuracjusze rezydujący w miasteczku - słabość nie przystoi mężczyźnie. Męski jest takt i powaga, wszechwiedza i siła, a babski – sentymentalizm i emocjonalność, delikatność, czy zmysłowość. Kobieta to według nich ewolucyjny guzdrała, którego atrakcyjność polega na skrywanej przez nie tajemnicy, którą jednak – j e d y n i e u d a j ą, ż e m a j ą.
Odpychający kuracjusze, wiecznie pijani tajemniczym trunkiem Schwärmerei (który – nie bez powodu ma w języku niemieckim rodzaj żeński), żyją w ciągłym zawieszeniu. Wydaje im się, że rozmawiają – niczym bohaterowie Czarodziejskiej Góry – o ideach i ideałach, jednak w rzeczywistości pławią się w samouwielbieniu do własnych poglądów i powtarzają miałkie frazesy i wyblakłe banały. Krytyka wszystkich i wszystkiego działa trochę jak broń obosieczna – niemal żadna postać Empuzjonu nie budzi sympatii. Dla formalności tylko dodam, że kobiecych postaci pierwszo- czy nawet drugoplanowych w klasycznym rozumieniu – w powieści nie ma.
Oczywiście nie samymi dialogami „Empuzjon” stoi – jest to przecież horror przyrodoleczniczy. Pojawią się więc tajemniczy antagoniści, zagadka zniknięcia i suspens. Gatunkowych ram horroru bynajmniej nie rozsadza od środka imponująca metaforyka powieści – raczej się z nią przenika i wiąże, w efekcie czego Empuzjon jest niesamowicie spójny: konceptualnie, estetycznie i merytorycznie.
Warsztat – jak zwykle u Tokarczuk - imponuje. Pisarka jest mistrzynią w tworzeniu światów z
pogranicza jawy i snu, rzeczywistości i tajemniczości. Nie inaczej jest tym
razem. Görbersdorf, czyli dzisiejsze
Sokołowsko, należy właśnie do takiego pogranicza – istnienia i niebytu,
dosłownie i w przenośni. Za wszystkim
stał porządny research – szczegółowe opisy miasteczka napisane są z
chirurgiczną precyzją, klimat wilgotnego górskiego powietrza niemalże zlepia
strony książki. Nakreślić atmosferę w ten sposób potrafią tylko najwięksi
mistrzowie pióra.
"Uważał, że moda na państwa narodowe jest przejściowa i źle się skończy: sztuczne dzielenie ludzi według tak marnych kategorii jak miejsce, gdzie się urodzili, nie odpowiada skomplikowaniu sprawy identité"
Seksizm to nie jedyne uprzedzenie, któremu sprzeciwia się Tokarczuk w swojej najnowszej powieści. Empuzjon to manifest skierowany przeciwko wszelkim wykluczającym i wartościującym kategoryzacjom: płciowym, narodowym i językowym, wyznaniowym i ideologicznym. Bo przecież nie każdy widzi to samo – tak samo. W jednej z wielu retrospekcyjnych scen, młody Wojnicz zadaje sobie pytanie: czy każdy widzi kolor zielony jako ten sam kolor zielony? W tym dylemacie nie trudno rozpoznać inspirację myślą wschodnią: wszystkie pojęcia są względne, nawet te, które większość uważa za oczywiste. Żeby nauczyć się tolerancji, trzeba nauczyć się żyć płynnie: pozbyć się sztywnego gorsetu przestarzałych konwenansów i przeciwstawić się utartym schematom.
I tylko postać głównego bohatera daje jeszcze nadzieje na
to, że ten zastygły w ignorancji i samouwielbieniu mroczny świat, którego Göbersdorf
jest metaforą, ma szansę się zmienić. Wojnicz nie jest zupełnie inny od reszty, ale też nie jest jeszcze do cna zmanierowany i zepsuty. Próbuje stworzyć sam siebie na swoich własnych zasadach, uciec przed kategoryzacją i skatalogowaniem. Jednak czy w rzeczywistości dyskwalifikowania każdego odstępstwa od reguły i odgórnie ustalonego co wolno, a czego nie - samo pragnienie wolności wystarczy by coś zmienić?
Obrazek tytułowy pochodzi ze strony: https://www.publio.pl/blog/empuzjon-nowa-ksiazka-olgi-tokarczuk-w-czerwcu/
