Dlaczego historia poturbowanego przez życie Joela eskortującego nastoletnią Ellie przez zdewastowane z powodu szalejącej zarazy Stany Zjednoczone spodobała się niemal wszystkim – od graczy przez wielbicieli seriali po krytyków filmowych? Czy po doświadczeniu kolejnych kryzysów, inflacji, wojen i koronawirusa, tematyka postapokaliptyczna stała się nam bliższa? Czy serialowa wersja "The Last of Us" to pierwsze kolektywne, wspólnotowe doświadczenie ery postpandemicznej?
Kordyceps i inne demony
Wyjątkowo ciekawa jest natomiast sama geneza zarazy, która pustoszy naszą planetę w "TLoU". W przeciwieństwie do większości historii o zombie (czy w przypadku produkcji Naughty Dog - „zarażonych”) nie mamy do czynienia z bakteriami czy wirusem, a grzybem, który wnika w mózg ofiary, przejmując kontrolę nad jego układem nerwowym. Bardzo wdzięczny motyw do interpretacji i szukania odniesień do współczesności? Jak najbardziej.
Literackich źródeł kordycepsa (tak nazywa się pasożyt w świecie przedstawionym w „The Last of Us”, który — co ciekawe — istnieje naprawdę, jednak na szczęście nie stanowi zagrożenia dla naszej cywilizacji) można dopatrywać się w wydanej w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku powieści science fiction zatytułowanej „Cieplarnia”. Motywem przewodnim historii także jest wędrówka bohatera usiłującego za wszelką cenę przetrwać w świecie opanowanym przez wyewoluowane do przesady gatunki roślin, które dominują nad wszystkimi pozostałymi formami życia na ziemi. Niemałą rolę w książce napisanej przez Briana W. Adlissa pełni też… inteligentny grzyb. Brzmi znajomo?
Warto zauważyć, że względem gry, twórcy serialowej wersji „TLoU” dokonali kilku niewielkich zmiany w fabule, które jednak w znaczny sposób odbijają się na realiach ukazanych w produkcji HBO. Kordyceps nie rozprzestrzenia się tam bowiem przez zarodniki występujące w powietrzu, tak jak to miało miejsce w pierwowzorze Naughty Dogs, a jedynie przez bezpośredni kontakt z zarażonym. Wszytko dlatego, by uwiarygodnić nieco całą historię i dać ludzkości (w tym przede wszystkim głównym bohaterom) szansę na przeżycie. Dzięki temu niewielkiemu zniuansowaniu fabuły aktorzy nie muszą też co chwilę wkładać masek tlenowych (w grze było to kolejnym utrudnieniem urozmaicającym rozgrywkę, w serialu byłoby zbędne i niepraktyczne).
Grać czy oglądać? Oto jest pytanie
"The Last of Us" — "Matrix" ery postpandemicznej?
Choć mogłoby się wydawać, że serial osadzony w apokaliptycznym świecie spustoszonym przez tajemniczy wirus, jak żaden inny będzie miał szansę stać się hiperbolą naszej rzeczywistości i opowiadać o pandemii, która postawiła cały nasz świat na głowie, to… tak się nie dzieje. "TLoU" ma inne ambicje i nie jest wcale pocztówką z czasów postpandemicznych ani metaforą naszej naznaczonej konfliktami i napięciami współczesności.
Serial HBO jest uniwersalną opowieścią o ludziach mierzących się ze skrajnie trudnymi okolicznościami, ludziach zmagających się nie tylko z otaczającym ich światem — czy raczej tym, co z niego zostało — ale przede wszystkim ze swoimi uczuciami, które mimo erozji cywilizacji pozostały tak samo silne i pełne jak wcześniej.
W "The Last of Us" nie brakuje momentów ponadprzeciętnych, jednak konstrukcja na poziomie każdego odcinka z czasem staje się coraz bardziej przewidywalna. Doskonała realizacja i duża dawka emocji nie jest w stanie przykryć fabularnej schematyczności. Losy Joela i Ellie są dość przewidywalne, a ich portret psychologiczny jest naszkicowany tak grubą kreską, że szybko staje się zbyt oczywisty, by efekty mogły zaskoczyć nawet mało wymagającego widza.
Twórcy mimo wszystko odwalili jednak kawał dobrej roboty, wplątując w tę, niepozorną na pierwszy rzut oka, adaptację popularnej gry wideo tabuizowany wciąż motyw romantyzmu homoseksualnej miłości, wrażliwego oblicza męskości i postrzegania siebie przez pryzmat mitów i stereotypów.
Ale najciekawszym ze wszystkich wątkiem, zarówno w grze, jak i w serialu, pozostaje wątek dotyczący odwiecznego bioetycznego dylematu: czy warto poświęcić jednostkę dla dobra ogółu? Pytanie pozostaje wdzięcznie zawieszone wraz z pojawieniem się napisów końcowych. Odpowiedzieć na nie musimy już sobie sami.
Na szczęście będzie jeszcze na to wiele czasu, bowiem na premierę drugiego sezonu przyjdzie nam trochę poczekać
Nie dajcie się nabrać: „The Last Of Us” nie jest serialem o kordycepsie, ani o zombie, ani nawet o zarażonych. Zarówno gra, jak i jej ekranizacja to opowieść o relacjach, tolerancji, emocjach i o tym, że pomimo wielu zagrożeń, największym przeciwnikiem dla człowieka pozostaje... człowiek.